Jednodniowa wycieczka to jakieś 6 h na statku, po dwie na każdej z wysp, niezliczona ilość miejsc zapierających dech w piersiach i mniej więcej 4 dni zapachu siarki na skórze.
Wyspy Liparyjskie, inaczej Eolskie (nazwa od boga wiatru Eola) administracyjnie należą do Sycylii, ale prościej dostać się na nie z Kalabrii, dlatego też się tam znalazłam.
Vulcano, Lipari i Stromboli – to standardowa kolejność wycieczki na Isole Eolie (razem jest ich aż siedemnaście!) i mimo, że zaliczają się do tego samego archipelagu wysp wulkanicznych, każda z trzech, wyżej wymienionych, to zupełnie inny świat.
Vulcano – przedsionek piekła
Pierwsza w kolejności wyspa to ekspresowy wypad do naturalnego SPA. Wypływając z Tropei dotarcie na pierwszą wyspę zajmie około 2 godziny, a gdy wysiądziemy zdecydowanie zachwyci nas zapach… zgniłego jajka. Unoszący się smród siarki odstrasza turystów od leczniczego bagna, gdzie osoby z problemami skórnymi, czy chorobami reumatycznymi potrafią przyjechać na jeden dzień w celu zaznania ozdrowienia. Podobno nawet jednorazowa kąpiel potrafi uczynić cuda! Gdy już obsmarujemy się błotem, czekając na wyschnięcie, możemy poobserwować fumarole – otwory w skale o rozmaitych odcieniach żółci, z których wydobywa się dym, to one właśnie odpowiedzialne są za zapach panujący na całej wyspie. Błota nie powinno się nakładać na twarz, gdyż siarka jest szkodliwa dla oczu, jednak my chciałyśmy być CAŁE piękne, przez co zafundowałyśmy sobie przekrwione powieki do końca dnia. Później obowiązkowy prysznic, ale niestety nic nie jest w stanie usunąć zapachu siarki ze skóry i mimo gładkości ciała, przeszkadza on jeszcze dobre kilka dni.

Kolejnym punktem są do wyboru naturalne jacuzzi, tzn. plaża z gorącą wodą z bąbelkami i na drugim końcu wyspy spiaggia nera, plaża z czarnym piaskiem wulkanicznym, przypominająca te na Fuerteventurze.
Miasto Lipari na wyspie Lipari

Kolejna wyspa, niewiele oddalona od pierwszej to raj dla fotografów. Na każdym kroku spotkamy piękne krajobrazy i urocze uliczki. Idąc cały czas wgłąb wyspy ulicą Corso Vittorio Emanuele, dotrzemy do wzgórza z Katedrą pod wezwaniem św. Bartłomieja z 1515 roku. Tuż obok park archeologiczny, a w nim pozostałości po amfiteatrze greckim i ustawione na planie koła, oryginalne greckie sarkofagi ze skały wulkanicznej.
Z tego miejsca rozciąga się najpiękniejszy widok na całą wyspę.


Stromboli – ziemia Bogów
Ostatnim punktem naszej wycieczki było Stromboli – wyspa na której toczy się akcja filmu Rosselliniego ‚Stromboli, Terra di Dio’ z Ingrid Bergman w roli głównej. Jednak większości znana jest z wulkanu o tej samej nazwie. Jego erupcja występuje mniej więcej co 10-15 minut, co najciekawiej wygląda w nocy. Stąd lokalne agencje turystyczne sprzedają za grube pieniądze bilety na tak zwane ,,Stromboli nocą”.

No i jeśli na dwóch poprzednich wyspach tego nie zrobiliśmy, należy koniecznie spróbować lokalnej sycylijskiej granity o smaku migdałowym lub kawowym, a także lodów pistacjowych, które na wyspach smakują zdecydowanie inaczej, w końcu Sycylia to nie włochy!
Tabliczka propagandowa Sycylijczyków, którzy pragną przywrócenia niezależności Sycylii.
No tam jeszcze niestety nie miałam okazji zawitać… ah życia by nie starczyło na zobaczenie tych wszystkich włoskich wspaniałości! Wiem, że to może zabrzmi mało „światowo” i pozdóżniczo (w sumie to nie mam potrzeby brzmieć światowo więc powiem to i tak), ale Włochy to kraj w którym jest po prostu wszystko – plaże, te rajskie i te „zwyklejsze”, morza, góry, wyspy, jeziora, nawet naturalne spa… Więc po co ruszać się dalej, skoro tutaj jest wszystko? 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba