Wszyscy posiadamy coraz więcej narzędzi i aplikacji, które przypominają nam co robiliśmy tego samego dnia kilka lat temu. Mój telefon jakoś tydzień temu powiedział mi ,,Urszula, przeżyj ten dzień jeszcze raz…” Oczywiście zaciekawiona kliknęłam i nie żałuję – na ekranie telefonu wyświetliły się zdjęcia z ostatnich dni września 2020 roku, kiedy to wzięłam udział w pierwszym w życiu winobraniu!
Kto z miłośników Włoch nie marzy o chociażby wizycie we włoskiej winnicy? Jesteśmy karmieni starymi filmami, w których kobiety ugniatają winogrona stopami; czytamy książki o ludziach przeprowadzających się ze Stanów do Toskanii, kupujących ruinę z obowiązkową winnicą przy domu. (Tu na myśl przychodzi mi film ,,Dobry rok” z Russelem Crowe, który wszystkim serdecznie polecam. Co prawda akcja toczy się we francuskiej Prowansji, ale klimat filmu idealnie oddaje moje wyobrażenie o la dolce vita z kieliszkiem wina w dłoni.) Półki w polskich sklepach uginają się od włoskich win, a na Netflix’ie można znaleźć kilka, jak nie kilkanaście dokumentów o winie i winnicach. Nic więc dziwnego, że mając świadomość, że rodzina mojego przyszłego (już obecnego) męża co roku robi sama wino, marzyłam o wzięciu udziału w winobraniu (po włosku vendemmia).
Moje marzenie spełniło się w 2020 roku. W końcu byliśmy na Sardynii w idealnym momencie na zbiór Vermentino. Oczywiście co roku data zbiorów się nieco różni, wszystko zależy od tego jak gorące albo jak suche było lato. Winobranie zazwyczaj jednak przypada na koniec lata, tym razem był to 29 września. Dzień wcześniej zadzwonił do nas dziadek, aby dać znać, że wybiera się do sąsiada po winogrona i jak chcemy to możemy dołączyć. Dlaczego do sąsiada? Nie każdy ma wystarczające ilości hektarów albo po prostu nie ma warunków do uprawiania konkretnego szczepu. U dziadka w ogrodzie znajdziemy trochę czerwonych i trochę białych winogron, ale to raczej uva da tavola (winogrona stołowe), czyli takie do zjedzenia na deser po obiedzie. Mimo braku ,,surowca” robi wino co roku, na własny użytek oczywiście. Umawia się z jednym z sąsiadów lub znajomych, którzy dzwonią do niego jak winogrona są dojrzałe i zazwyczaj w jeden dzień udaje mu się zebrać tyle, aby wyprodukować około 400 litrów wina (tyle mniej więcej starcza na rok). Zasady są proste: przyjeżdżasz, zbierasz winogrona sam, płacisz za każdy zebrany kilogram. Ulubionym winem dziadka, które robi od lat, jest Vermentino.
Kilka słów o Vermentino - We Włoszech szczep ten najliczniej występuje w Ligurii i stamtąd właśnie około roku 800 został przywieziony na Sardynię. Najbardziej znana sardyńska odmiana to Vermentino di Gallura (region na północy Sardynii, najbliższy z Ligurii), ale to nie jedyne Vermentino, które uprawiane jest na wyspie. Szczep ten nie ma jakichś szczególnych wymagań jak chodzi o glebę, najlepsze wino jednak uzyskuje się z winorośli rosnących na pradawnych granitach, bogatych w minerały. Teren musi być suchy i wentylowany, najlepiej przez morskie wiatry. Vermentino jest wytrawnym winem o słomkowym kolorze. Idealnie pasuje do serów (niedojrzewających), ryb i owoców morza oraz białych mięs. Zawartość alkoholu waha się od 11% do 14%. Znawcy twierdzą, że wyczuwalna jest w nim nuta kwiatów pomarańczy lub moreli.
I oto 29tego września moje marzenie miało się spełnić, przyjechaliśmy do dziadka z samego rana, gotowi i podekscytowani. Od razu, bez dłuższego tłumaczenia oznajmił, że ja nie mogę jechać…, bo jestem kobietą!!! Tak, kazał mi zostać w domu, ponieważ według starych wierzeń, kobiety przynoszą pecha i wino zrobione z winogron przez nie zbieranych wyjdzie kwaśne. Sąsiad dziadka jest niestety tradycjonalistą, więc, uznał, że lepiej go nie prowokować.
Oczywiście byłam oburzona, musiałam zostać w domu i zazdrościć mężowi do końca życia, że wziął udział w winobraniu, a ja siedziałam kilka kilometrów od niego i nie mogłam nawet postawić stopy w winnicy.
Wiadomo, że nie pisałabym tego postu jakby tutaj miała zakończyć się moja przygoda z winobraniem.
Po około pół godziny dziadek wrócił do domu i kazał mi wskakiwać do samochodu. Na moje szczęście, tego dnia, z braku rąk do pracy, w winnicy pomagała wnuczka właściciela. Jako że jedna kobieta już tam była, to wyjątkowo zezwolono, abym przyjechała także ja.
Nie wiem, czy na coś się przydałam. Myślę, że jakby dobrze policzyć to zrobiłam więcej zdjęć, niż zebrałam kiści winogron, ale radości było co niemiara. Winnica była całkiem spora, mimo, że prywatna, więc sam widok cieszył oko; winogrona były przesłodkie (za te przemycone w brzuchu się nie płaci), a sam udział w tym wydarzeniu mnie po prostu rajcował. Poniżej kilka zdjęć z tysiąca zrobionych tego dnia.




Wróciliśmy do domu po niecałych 2 godzinach z 500 kilogramami niebywale dojrzałych winogron. Babcia czekała już na nas z rozstawionym sprzętem, ponieważ winogrona trzeba jak najszybciej oczyścić i oddzielić owoce od łodyg/trzonów. Na szczęście, robi to za nas maszyna, która nazywa się raspatrice. Składa się z dwóch części – koryta na górze, do którego wrzucamy winogrona i części z siatką przez którą przechodzą winogrona i lądują w ogromym wiadrze. Z boku, do mniejszego pojemnika wpadają odpady. Uwinęliśmy się naprawdę szybko.







Po tym etapie nie pozostaje nic innego jak zostawienie pojemnika z winogronami i sokiem, który zdążyły wydzielić, na około miesiąc. W kolejnych częściach przygotowywania wina (na początku listopada) niestety nie było nam dane uczestniczyć, bo byliśmy już w Polsce. Uczestniczyliśmy natomiast w tastingu, ponieważ otrzymaliśmy na święta 5 butelek Vermentino od dziadka. Przyznaje, że było przepyszne, bo doprawione dumą, że to właśnie my zbieraliśmy te winogrona. Jak widać na zdjęciach owoce były na tyle dojrzałe, że ich kolor był wręcz bursztynowy i wino przybrało podobny odcień.
Pisząc oczywiście popijałam Vermentino – nie to zrobione w 2020, ale równie dobre. Zdecydowanie w rodzinie nie słynę z mocnej głowy, więc mam nadzieję, że ten post mimo wszystko jest w miarę zrozumiały 😉

Wszystkim entuzjastom białego wina, szczerze polecam Sardyńskie Vermentino, możecie znaleźć je też w polskich sklepach; a wszystkich, którzy wybierają się na Sardynię, zachęcam do odwiedzania winnic – zazwyczaj istnieje możliwość zwiedzenia wnętrza, piwnic, spaceru między winoroślami oraz degustacji. Na pewno nie będziecie żałować!
