Turyn odwiedzony przeze mnie pierwszy raz w życiu, powitał mnie miłą i smaczną niespodzianką. Otóż 21 listopada, dokładnie w dzień mojego przyjazdu, rozpoczęły się turyńskie coroczne targi czekolady.
Na placu świętego Karola (Piazza San Carlo), jednym z najważniejszych w tym mieście, co roku przez ostatni tydzień listopada odbywa się Fiera del cioccolato. Czyż istnieje lepszy czas na odwiedzenie Turynu?
Nie wiem czy to przez zapach czekolady, której ilości nie dało się ogarnąć wzrokiem, czy przez atmosferę świąteczną, która powoli ogarnia każde włoskie miasto, ale Turyn naprawdę mnie zachwycił.
Więcej o mieście kiedy indziej (przy okazji kolejnej wizyty), ale a proposito „CioccolaTÓ”. Impreza w samym sercu Turynu odbywa się przy okazji Gianduiotto Day – dnia typowej piemonckiej pralinki „Gianduiotto” pakowanej właśnie w Turynie. Czekoladki te produkowane są przez Caffarel’a, włoski zakład cukierniczy istniejący na rynku od 1826, który dziś należy do znanej wszystkim marki Lindt. Jak na typowych Torinese przystało, u goszczącej mnie włoskiej rodziny, nie mogło zabraknąć słynnych pralinek. Zajmują stałe miejsce w szklanej miseczce obok telewizora i są skrupulatnie uzupełniane przez Panią domu, która poczęstowała mnie lokalnym wyrobem i opowiedziała opisaną powyżej historię. Ja odwdzięczyłam się polskim ,,Ptasim mleczkiem”, które zrobiło furorę.
Wracając do targów…to miejsce, w którym możemy nie tylko napić się gorącej czekolady, czy spróbować czekoladowego Kebabu. Jak na obecne czasy przystało każdy wykorzysta okazję do reklamy. Nie zabrakło miejsca nawet dla Apple, który umieścił tzw. „Chocostore” pełen pamiątkowych gadżetów. Na kolejne dni zostały przewidziane miedzy innymi: masaże z czekolady, degustacje z przewodnikiem, prezentacje cukierników itp. Zupełnie przypadkiem trafiłyśmy też na manifestację, której uczestnicy zapełnili Piazza San Carlo starymi Fiatami 500. Rzadko kiedy udaje się spotkać aż tyle samochodów tego modelu na raz, ale w końcu pochodzą one z Turynu…

Turyńska ciekawostka z pierwszej ręki: będąc na Piazza San Carlo należy koniecznie nadepnąć na jądra złotego byka, który jest symbolem miasta (znajdziemy go miedzy innymi w herbie). Pod arkadami Placu świętego Karola, na posadzce chowa się wspięty na tylnych nogach byk z mosiądzu. Legenda głosi, iż przydepnięcie jego klejnotów przynosi szczęście. Niestety jest on w samym środku ogródka jednej z kawiarni, więc każdy desperat poinformowany o rytuale stara się wycelować w dolne partie byka będąc niezauważonym przez klientów baru. Ja nie miałam zbyt wielu oporów i potupałam kilka chwil w miejscu. Z moim kolorem włosów i aparatem w ręku zdecydowanie wyglądałam na turystkę i raczej nikogo nie zdziwiło moje zachowanie.