Wtorek przed Środą Popielcową to czas na ostatnie karnawałowe uroczystości…W każdym z miast po raz ostatni prezentują się bohaterowie karnawałowych parad, to więc ostatnia okazja, by zobaczyć maski i stroje na co dzień skrywane w muzeach. Ja na zwieńczenie mojej zimowej podróży po Sardynii wybrałam Mamoiadę, miasteczko należące do interioru wyspy, położone w samym centrum krainy pasterzy, znane przede wszystkim z charakterystycznych masek.
Podobnie jak w przypadku strojów z Ottany, o których pisałam przy okazji dnia świętego Antoniego, (https://interpretareitalia.com/2018/01/17/i-stala-sie-swiatlosc/) ciężko jest ustalić tak naprawdę ich pochodzenie, czy określić z jakiego przedziału czasowego się wywodzą, ponieważ historia była przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie.
Bohaterami karnawału w Mamoiadzie są bestie (Mamuthones) i pasterze, próbujący je ujarzmić (Issohadores). To dwie zupełnie przeciwne postacie, których różnice widać nie tylko dzięki przebraniom, ale także dzięki zachowaniu.
Bestia (Mamuthone), czasem zwana szaleńcem, to utożsamienie brzydoty, starości, zmęczenia, wysiłku fizycznego i męki. Ubrana jest w ciemno-brązowy płaszcz z owczej skóry (sas peddes), czarne skórzane buty, ręcznie garbowane (sos hòsinzos). Najważniejszą częścią przebrania jest czarna maska (sa visera), podobna do maski merdules z Ottany. To zdeformowana, brzydka, nieco groteskowa twarz człowieka z garbatym nosem, dużymi ustami i zmarszczkami wokół oczu. Na głowie ma sardyński beret (coppola) i jedyną kobiecą część kostiumu, czarną chustkę zawiązaną pod szyją (su mucadore). Na plecy nakładane są zwierzęce dzwonki wykonane z żelaza, 6 pasów dzwonków krowich, które łącznie ważą około 30 kg. Z przodu natomiast dzwonki owcze, zaczepione pod szyją. Już sam moment ubierania bestii jest rytuałem. Potrzebna jest pomoc dwóch osób, ponieważ przyczepienie dzwonków wymaga siły i umiejętności.
Drugą postacią jest pasterz, opiekun stada (Issohadore), uosobienie młodości, siły i witalności. Na głowie ma czarny, szeroki beret przywiązany damską, kolorową chusteczką. Strój składa się z szerokich, białych spodni i białej koszuli, na którą nałożony jest czerwony pulower, często z rękawami (curittu). Na nogach ma czarne wełniane podkolanówki (cartzas) i skórzane buty. Dodatkowo kolorowy, naramienny pas, do którego przyczepione są małe dzwoneczki, natomiast na biodrach czarny, ręcznie zdobiony szal, koniecznie po lewej stronie.
Nieodłączną częścią przebrania jest sznur, przypominający lasso. To od niego pochodzi nazwa Issohadore (So’a – sznur). Służy do łapania kobiet z tłumu i przyciągania ich do siebie. To tradycja włączająca postać żeńską do parady. Najważniejsze, aby zarzucić lasso z zaskoczenia, a Issohadores robią to naprawdę dobrze! Są praktycznie nieomylni. Roberta zostałą złapana, cieszyła się jak dziecko. Mnie ,,uratował” aparat z dużymi obiektywem. No cóż może za rok się uda…

Oczywiście należy też wspomnieć o ich masce, jest biała i charakteryzuje się otwartymi ustami, często nazywana jest po prostu bella, czyli ładna. Ma ukazywać czyste i jasne oblicze młodego pasterza. Od lat 50 do roku 1996 Isohhadores nie nakładali masek, dopiero po ’96 roku przywrócono je do tradycyjnego stroju.
Po oficjalnym ubraniu bohaterów, rozpoczyna się parada. Bestie ustawiają się w dwóch, równoległych rzędach, po lewej i prawej stronie ulicy. Rusza pierwsza grupa. Z przodu stoją pasterze, którzy prowadzą grupę minumum 8 bestii. Oni nadają rytm procesji. Wyznaczają krok, a bestie przestępują z nogi na nogę, w taki sposób, aby dzwonki, przyczepione do ich pleców, wydały konkretny dźwięk. Tuż za nimi idzie grupa samych bestii. W drugiej grupie jest ich 12, tyle ile miesięcy w roku. Oni również podążają według tego samego tempa. Kroki nie są skomplikowane, ale utrzymanie rytmu wymaga dużego skupienia i umiejętności. Mężczyźni biorący udział w paradzie uczą się ich od dziecka.
Pierwsza grupa, czyli ta przewodząca, tanecznym krokiem wchodzi do każdego baru napotkanego po drodze, gdzie kobiety częstują ich nalewkami i słodyczami. Zanim dojdą do centrum miasta, są już dość mocno rozgrzani. A tego dnia było to wyjątkowo potrzebne, ponieważ już od samego początku uroczystości zaczął padać śnieg, co wywołało ogólną radość wśród tłumu. Nie jest to częsty widok na Sardynii. Mimo, że mieszkańcy Barbagii przyzwyczajeni są do zimnych dni, to w Mamoiadzie rzadko spotkamy się z białymi ulicami.
Po dotarciu do głównego placu, nasi bohaterowie jeszcze raz wykonują wspólny taniec, po którym rozpoczyna się ostatnie, karnawałowe przyjęcie, które trwa do późnych godzin. To już koniec świetowania, od jutra zaczynamy Wielki Post. Przy okazji wizyty w Mamoiadzie warto odwiedzić także Muzeum Masek Śródziemnomorskich, gdzie przewodnik opowie nam dokładnie całą historię, ale o tym innym razem… Nie bez powodu mówi się jednak, że podróże kształcą, ponieważ uczestnictwo w takiej uroczystości zapada w pamięci na długo i zdecydowanie żywa lekcja w historii jest najlepszą okazją, aby zrozumieć i powtórzę się, pokochać ten region.
Dla wielu sardyńczyków większą atrakcją tego dnia były jednak białe krajobrazy na drodze do Mamoiady…
A i jeszcze ciekawostka! W tym roku pierwszy raz grupa Mamuthones i Issohadores została zaproszona do Wenecji, jako reprezentacja regionu. W Mamoiadzie jest około 80 mężczyzn, który biorą udział w paradach. W tłusty wtorek było ich co najmniej o połowę mniej, gdyż największa z grup poleciała do Wenecji, jako ambasadorzy z Sardynii. Gratuluję i cieszę się razem z nimi. Już czas, aby sardyński karnawał zaczął doganiać ten wenecki, w końcu to bardzo stara, ale przede wszystkim piękna tradycja.
Rewelacja!
PolubieniePolubienie