Bardzo dawno mnie tu nie było, niedługo miną dwa lata, ale pozwolę sobie wytłumaczyć to powiedzeniem ,,szczęśliwi czasu nie liczą”. Trochę się w moim życiu przez te niecałe dwa lata zmieniło. Moje podróże do Włoch nie są już ani samodzielne, ani samotne. Mam teraz osobistego przewodnika. Co więcej, sama stałam się przewodnikiem, nauczycielem i tłumaczem w jednym, mimo że mi za to nie płacą 🙂
Zawsze na początku nowego roku, podczas ogólnych życiowych podsumowań, decyduje się zajrzeć właśnie tutaj, do swego rodzaju pamiętnika z moich wojaży. Czytanie o odbytych w ostatnich latach podróżach zawsze wprowadza mnie w dobry nastrój.
Moje ostatnie kilka wpisów na blogu, to relacje z zimowej Sardynii. Miałam okazję uczestniczyć w magicznym karnawale, który skrzętnie opisałam
tu https://interpretareitalia.com/2018/01/17/i-stala-sie-swiatlosc/
i tu https://interpretareitalia.com/2018/02/08/carrasciali-timpiesu/
i tu https://interpretareitalia.com/2018/02/12/emocje-siegajce-gwiazd-czyli-sa-sartiglia-w-oristano/
o i jeszcze tu https://interpretareitalia.com/2018/02/16/przyprawione-sniegiem-ostatki-w-barbagii/
Wiosnę poświęciłam na zamknięcie raz na zawsze tematu uczelni. Przez marzec, kwiecień i początek maja wypociłam równo 70 stron pracy magisterskiej, przejechałam samochodem z niezastąpionym co-pilotem, moim tatą, 2000 km, aby dotrzeć znów na Sardynię. Dzień przed obroną, w stylu blondynki z poprzednich opowieści, zorientowałam się, że nie kupiłam biletów do Warszawy, ale udało mi się je zarezerwować w ostatniej chwili. Obroniłam (w końcu!) tytuł magistra lingwistyki stosowanej i jeszcze tego samego dnia wróciłam na Sardynię.
Włochy zawsze najbardziej podobały mi się wiosną, kiedy wszystko kwitnie, trawy są jeszcze zielone, a nie żółte od przesadnie wypalającego je słońca. W powietrzu czuć intensywny zapach roślin śródziemnomorskich. No i przede wszystkim, nie ma jeszcze aż tylu turystów, można łatwo znaleźć miejsce parkingowe i nie trzeba stać w długiej kolejce po lody 🙂



Pamiętacie wpis o Sardyńczykach z listopada 2017?
(https://interpretareitalia.com/2017/11/09/gena-nie-wydrapiesz-czyli-czy-sardynczycy-maja-w-ogole-cos-wspolnego-z-wlochami/) i słynny cytat
,,To najważniejsza ze wszystkich rad. Mówię to dla waszego dobra, wierzcie mi. Nie przywiązujcie się do Sardynii, nie przywiązujcie się do Sardyńczyków, nie zostawiajcie serc na naszych plażach lub nad naszym morzem. Może się to stać naprawdę nieuleczalną chorobą. Ponieważ, gdy Sardynia i jej mieszkańcy dostaną się do waszych wnętrz, nie pozwolą wam odejść. I nie będziecie mogli już nic zrobić, będzie za późno, nie dacie rady już obyć się bez tej wyspy”
Dzisiaj mogę się pod tą wypowiedzią podpisać. Sardynia skradła mi serce, a ja w zamian ukradłam jej mieszkańca. Na Sardynii od roku 2017 zaostrzono przepisy wywozu naturalnych skarbów. Za wywiezienie piasku, kamieni, czy muszelek grozi nawet do 3000 Euro kary. Na szczęście na liście nie znajdują się Sardyńczycy, bowiem po sezonie lato 2018, jeden z nich wrócił ze mną do Polski i już został. Teraz sam mówi o sobie, że jest ,,Warsawiańczykiem”(Sardyńczykiem mieszkającym w Warszawie) i mimo że czasem tęskni za oryginalnym pecorino, winem Cannonau czy mamą, to podoba mu się jego nowy dom.

Moja wiedza o Sardynii przez te półtora roku znacznie wzrosła i chętnie się nią podzielę. Natomiast to co zawsze najbardziej ciekawiło i bawiło moich turystów, jak jeszcze byłam rezydentką, to historie z życia wzięte dotyczące różnic kulturowych w związku z obcokrajowcem. Nie jestem pierwszą i na pewno nie będę ostatnią Polką, która związała się z Włochem, ba! nawet nie pierwszą, która związała się z Sardyńczykiem, ale lubię myśleć, że jesteśmy wyjątkowi.
Za nami dużo pierwszych razy: pierwszy schabowy, pierwsze łyżwy, pierwsze grzybobranie, a w tym roku życzymy sobie wielu kolejnych!
Buona Epifania a tutti!